XCIX Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Zbigniewa Herberta w Warszawie

Biblioteczny Hydepark - nowy artykuł

Zapraszamy do lektury artykułu Pana Profesora Jacka Murawskiego powstałego po lekturze książki Pani Profesor Anny Piekarskiej "Falenica. Genius loci".

Falenica, to taka Rzeczpospolita w pigułce – jej bogactwo wynika z różnorodności i koegzystencji…Miło jest żyć w takim miejscu. Genius loci.
                                                                                                           Anna Piekarska

                                             

          DAWNO,  NIEDAWNO – TERAZ

       Impresje na temat książki Anny Piekarskiej  Falenica. Genius loci

 

   Falenica – niektórzy powiedzą, że to peryferie, inni – i niech tych będzie więcej – że to południowo-wschodnie kresy wielkiej Warszawy.  Anna Piekarska, nasza koleżanka, nauczycielka historii wielu roczników licealistów tej i innych szkół, oddała do rąk czytelników własną, autorską publikację pod nazwą Falenica. Genius loci, przekazawszy jeden jej egzemplarz bibliotece XCIX LO. Książka A. Piekarskiej nosi wszelkie znamiona pracy popularno-naukowej; jest napisana przystępnym językiem, narracja snuje się wartko i zgrabnie, można powiedzieć, że przyjaźnie. Autorka opatrzyła swoje wspomnienia fotografią pochodzącą z bogatego archiwum rodzinnego; zdjęcia znakomicie uzupełniają i komentują całość, a bogata baza źródłowa, odsyłacze do literatury fachowej i publicystyki, zamieszczone
w przypisach wyjaśnienia i uzupełnienia, indeks wspominanych osób, świadczą o profesjonalizmie pomysłodawczyni tej monografii. Poszukujący, ambitny i trzeźwy czytelnik - szperacz ma okazję i łatwą możliwość zaglądnięcia do zamieszczonej, obfitej literatury przedmiotu. Prezentowana faktografia jest zrozumiała dla każdego odbiorcy, a użyta terminologia nie pozostawia wątpliwości co do zasadności jej zastosowania. I co ważne, Falenica… odwołuje się do osobistych doświadczeń Autorki od okresu sielskiego, anielskiego dzieciństwa i lat nieco późniejszych, aż do czasów nam bliższych. A. Piekarska pisze, co i jak czuje, czy też czuła, co i jak przeżywała, co widziała, czego doświadczyła na przestrzeni lat i to z pełną świadomością tego, że właśnie tu jest historia tej małej, lokalnej ojczyzny.

   Kocham Falenicę, pisze Anna Piekarska w pierwszych słowach książki i to wyrażenie jest kwintesencją całych wspomnień. To uczucie – zdecydowanie odwzajemnione – wybrzmiewa z każdego akapitu Falenicy… i przebija się skutecznie do świadomości odbiorcy. Zaiste, imponuje fotograficzna pamięć i dokładność przekazu pani Anny, przywoływanie coraz to imion i nazwisk członków rodziny, tych bliższych i dalszych, przyjaciół domu, znajomych, sąsiadów, szkolnych koleżanek i kolegów, tych, którzy bywali w domu państwa Szczepłków i Piekarskich często lub sporadycznie. Fascynuje rodzinność i dbałość o gniado rodzinne, ustawiczne podsycanie
i dokładanie drzew do ogniska domowego, co czynić potrafiły najlepiej rzymskie boginie westalki. Taki Dom (wielką literą „D”) wyłania się z kart niniejszej literatury. Piszący te słowa z rozrzewnieniem śledził tok snutych wspomnień dotyczących lat dawnych, gdyż takie tkwią głęboko w jego pamięci. Dom Anny Piekarskiej, podobnie jak mój w podwarszawskim Rembertowie, to siedlisko, w którym mieszkała wielopokoleniowa rodzina ( i tam też miejscowi mówili: jadę do Warszawy, a to przecież to samo miasto i np. dziesięć, czy ileś tam kilometrów jazdy elektrycznym). To były rodziny, gdzie ojciec pełnił rolę autorytetu i mistrza, matka - nauczycielka życia była wsparciem i podporą domowników, to były rodziny, które wpajały dzieciom przywiązanie do swojej siedziby, do tradycji, obyczajowości, norm i pradawnych wartości, a roztropność była uznawana za woźnicę wszystkich cnót. W inteligenckim domu Szczepłków i  Piekarskich gromadziła się rodzinna i nie tylko rodzinna bohema, obowiązywały uznawane dzisiaj za staromodne, zasady, które uważano za świętości, a innych, choćby bożonarodzeniowych, czy wielkanocnych spotkań, w których uczestniczyłoby kilkudziesięciu gości, raczej nie było (patrz fotografia strona 145). W okresie wigilijnym, osadzanie, strojenie choinki i gwiazdkowe prezenty miały wymiar bajeczny,
a przed wieczerzą, ojciec intonował: Bóg się rodzi, moc truchleje…

   Z lektury prozy Faleniczanki wyłania się bezgraniczne niemal przywiązanie do najbliższych, wśród nich do brata Stefana Szczepłka, znanego w wielu środowiskach komentatora i wziętego publicysty sportowego, a przy tym melomana i znawcy muzyki, a także prozaika; pasji muzycznej, jak pisze A. Piekarska, nie udało się p. Szczepłkowi rozwinąć. Natomiast ze ś.p. Janem Szczepłkiem, piszący te słowa, zetknął się podczas studiów na U.W;  p. Szczepłek na Wydziale Historycznym prowadził ćwiczenia historyczne z dziejów powszechnych XIX wieku. O nim Autorka też pisze z wielkim sercem i przywiązaniem. Zapoznawanie się z osobistymi i refleksyjnymi  frazami publikacji p. Piekarskiej to czysta i niewymuszona przyjemność.

    Ale w swoim tomiku, A. Piekarska ukazuje też życie codzienne mieszkańców osiedla, tych dojrzałych, doświadczonych Faleniczan
i tych młodszych, uczniów tamecznych szkół i przedszkoli. A jeśli genius loci, to nie zabrakło passusów żywo doń odnoszących się; jest mowa o imprezach kulturalnych organizowanych przy parafiach, fetach przygotowywanych przez Falenickie Towarzystwo Kulturalne,
o Falenickich Koncertach Letnich, jest wspomnienie o obiektach zabytkowych, bo takimi są, niestety znikające, słynne świdermajery, mowa jest o legendarnej, falenickiej stacji PKP, wpisanej do rejestru zabytków, gdzie, jak pisze nasza koleżanka, kupowało się kartonowe bilety kolejowe – do dowolnej stacji w Polsce, można też było wypić piwo lub oranżadę w miejscowym bufecie, zatelefonować z budki telefonicznej, a nawet oddać bagaż na przechowanie (strona 63). Obecnie mieści się na dworcu kinokawiarnia, księgarnia, organizuje się tam spotkania z twórcami, dyskusje, imprezy cykliczne; to jest takie swoiste, falenickie epicentrum kulturalne. W niniejszej książce można przeczytać o mieszkających tu przed wojną Żydach, zamkniętych później w falenickim getcie, wywiezionych w 1942 do Treblinki. Autorka wspomina też mroczne czasy stanu wojennego (1981 – 1983) i okres transformacji ustrojowej, kiedy to i Jej wydawało się, że nadchodzą lepsze czasy.

    Z sentymentem Anna Piekarska pisze o zakupach na słynnym, miejscowym bazarze, nad którym unosi się, czy raczej unosił aromat
i smak pomarańczy, gdzie wszystko było świeżutkie i tanie, a z cukierni Andrzeja Kozaka dochodził i odurzał zapach świeżych pączków – niebo w gębie. Pisze też o  sklepach, zakładach usługowych i small biznesie o różnorodnym charakterze i wielopokoleniowo prowadzonym, jak to w Falenicy.

    Wydawnictwo A. Piekarskiej oprócz poznawczych, ma też walory wychowawcze. Sądzę, że niektóre fragmenty, można zadedykować naszym „braciom mniejszym”, choćby na lekcjach z wychowawcą. Część z nich jest założona karteczkami, część podkreślona (to działania czytelników książki – przypis redakcji). Oto jeden akapit, który wart jest, jak myślę, przytoczenia: …moi podopieczni doskonale poradzili sobie w życiu. Gdy spotkałam się z nimi w 2014 roku, jeden z chłopaków uświadomił mi, że byli pokoleniem przedkomórkowym. Mój wychowanek twierdził, że między innymi z tego powodu umieją mówić, pisać i mają jakąś wiedzę … to były bardzo zdolne, solidne i inteligentne dzieci ( strona 119).

    Na zakończenie tego przydługiego wywodu, w imieniu całego grona nauczycielskiego, pragnę gorąco podziękować pani Annie Piekarskiej, za tak wartościową publikację, za dar, który znajdzie się na varsavianistycznej półce szkolnej biblioteki. Książka znakomicie wypełnia lukę o historii i teraźniejszości falenickiego genius loci, o mniej znanych i nieznanych epizodach z życia tego odleglejszego zakątka naszego miasta, a kto lepiej to uczyni, niż rodowita homo Faleniciana.

                                                                                                                        Jacek Murawski