TYLE JEST MIAST …
W dniach 30 maja – 3 czerwca 2018 roku, dyrekcja, grono pedagogiczne, pracownicy administracji XCIX LO im. Zbigniewa Herberta, byli we Lwowie. Zasadniczym celem wyjazdu było czynne włączenie się w program obchodów Roku Herbertowskiego, przypadającego w 2018 roku, poszukiwanie miejsc pobytu Patrona Liceum we Lwowie, gdyż w mieście zawsze wiernym spędził on dzieciństwo i młodość. Towarzyszyły nam dyrekcje i nauczyciele zaprzyjaźnionych szkół, z którymi łączą nas więzy niemal siostrzane. Niezwykle pomocna przy organizacji wyjazdu była Fundacja Dziedzictwo Kresowe i jej niestrudzony prezes Jan Sabadasz oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Zakwaterowaliśmy się w niewielkim pensjonacie na obrzeżach centrum, a że mieliśmy do dyspozycji autokar, przemieszczanie się do bliższych i dalszych zakątków miasta i podróż poza jego granice, nie nastręczały trudności.
Dawny cesarsko-królewski Lwów jest przepiękny, a czyste, odrestaurowane kamienice, pałacyki, monumentalne świątynie i inne budowle, kręte, klimatyczne, prawdziwie wiedeńskie, uliczki, zaułki i skwery oraz ten jedyny, niepowtarzalny czar i urok malowniczego Lwowa, tego polskiego fenomenu, pozwolił nam, choć na trochę, przenieść się w inny wymiar i zapomnieć o bożym świecie.
W ciągu tych kilku dni, w towarzystwie miejscowej pani przewodnik, której opowieści słuchaliśmy z zainteresowaniem, udało nam się odwiedzić najważniejsze miejsca we Lwowie. Podziwialiśmy zabytki kultury materialnej - sakralnej i świeckiej, które mogły tu stać zgodnie, obok siebie, bo Lwów to miasto odwiecznej zgody i koegzystencji wielu nacji, kultur, obyczajowości i środowisk. Sznytu i kolorytu nadawali mu przez stulecia rzymscy katolicy, grekokatolicy, prawosławni, Ormianie, Tatarzy, Żydzi, choć samo miasto było zawsze jednym z głównych centrów kulturalnych Rzeczpospolitej. Zachwycaliśmy się okazałością piętrzących się fasad budowli, wysoko zadzieraliśmy głowy, by wpatrywać się w istne perełki detali architektury kamienic. Istny, mniejszy Wiedeń - mniejszy Paryż.
Odwiedziliśmy miejsca związane ze Zbigniewem Herbertem w jego wczesnych, młodzieńczych latach, zapaliliśmy znicz przy domu rodzinnym Księcia Poetów Polskich, gdzie umieszczono pamiątkową tablicę, wzięliśmy udział w specjalnej mszy św. w polskim kościele pw. Św. Antoniego; tam został ochrzczony patron naszego liceum. Oddaliśmy hołd dziadkom poety, pochowanym na Cmentarzu Łyczakowskim. Na Łyczakowie spędziliśmy więcej czasu, odwiedziliśmy tam groby wybitnych twórców polskiej kultury, nauki i osobowości nadających kierunek rozwoju polskości w różnych dziedzinach życia. Byliśmy na Cmentarzu Obrońców Lwowa w 1918 i 1919 roku – Orląt Lwowskich. Składaliśmy wieńce, zapalaliśmy znicze, snuliśmy refleksje, medytowaliśmy. Odwiedziliśmy też polską szkołę im. Marii Konopnickiej, mieliśmy możność uczestniczenia w okolicznościowej, szkolnej imprezie i porozmawiania tam z księdzem Mieczysławem Mokszyckim, arcybiskupem metropolitą lwowskim oraz z dyrekcją, nauczycielami i uczniami.
Był też czas na wycieczkę za miasto. Zwiedziliśmy miejsca związane z historią Polski – zamki w Złoczowie i Olecku, pamiętające czasy rodu Sobieskich i Lwa Lechistanu, króla Jana III, pałac Koniecpolskich w Podhorcach – zaniedbany i nieco zrujnowany, czekający usilnie na swego restauratora, który zasponsoruje jego renowację. Aż żal trochę.
A był też czas dla ducha, ciała, podniebienia i gardła; odwiedziliśmy Teatr Wielki, podziwiając znakomite i perfekcyjne wykonanie wczesnego dzieła Giuseppe Verdiego Nabucco, skomponowanego w stylu włoskiego bel canto. Chwile wytchnienia spędzaliśmy w uroczych kawiarenkach, smakując znakomicie parzoną tu kawę i racząc się słodkościami. Biesiadowaliśmy też we wspólnym gronie, trochę śpiewaliśmy, kolibaliśmy się za stołami przy dźwiękach lwowskiej kapeli, przywołującej galanterię i swojskość Szczepcia i Toncia – bo przecież tylko we Lwowi. Ruszyliśmy też w tany, poloneza profesorskiego czas zacząć! (Do muzyki Wojciecha Kilara, granej przez Lwowiaków). To wszystko wpłynęło na wspaniałą atmosferę i doskonałe samopoczucie całej grupy.
Czwartego dnia wyjechaliśmy. W drodze powrotnej dostaliśmy od dyrekcji bonus, w postaci krótkich odwiedzin pobliskiej Żółkwi, posiadłości rodu Żółkiewskich i hetmana Stanisława. Po kilku godzinach dojechaliśmy do Warszawy. Żal, że tak krótko, że to tylko kilka dni, ale w nas wszystkich zapadło postanowienie, że tam trzeba wrócić – po szacunek, po to, by nie zapomnieć pamiętać, w poszukiwaniu dawnej świetności … po młodość.
… tyle jest gwiazd
Wszędzie dobrze, źle; po połowie
Idź w świat, gdzie chcesz
Rób, co umiesz, jak wiesz
Chcesz znów młodym być –
- wróć do Lwowa.
Marian Hemar
Projekt Śladami Zbigniewa Herberta we Lwowie wsparła finansowo Fundacja PZU.
"Epizod w Saint Benoit Zbigniewa Herberta"